Udało nam się wyjechać na tydzień nad "nasze" jezioro do lasu. Jeszcze w domu Morka bardzo przeżywała nasz wyjazd, widziała jak pakujemy się i czuła, że nadchodzi jakaś zmiana, ja również to odczułam. Prawie pół nocy chodziłam z Morką po trawnikach bo złapały psiaka nerwy, na szczęście podróż przebiegła spokojnie. Po przyjeździe, Mora starym zwyczajem położyła się na swoim kocyku z maskotką.
Zazwyczaj wczesnym rankiem mieliśmy malutkie molo tylko dla siebie, niestety psina nie czuła się tam za dobrze ciągle niespokojnie kręciła się i chciała wracać do domku.
Na chwile położyła się przy Panu, ale zaraz wstała.
To zdjęcie niczym nie różni się od tych z poprzednich lat, Mora staje w progu, rozgląda się, czasem szczeknie i chowa się w środku.
Nareszcie wyszła i sprawdza teren.
W lesie pięknie rósł wrzos, niestety nie mogliśmy w pełni zachwycać się urokiem zieleni, gdyż podczas naszego pobytu w lesie była istna plaga komarów. Gryzły o każdej porze dnia.
Po jednym spacerze Morka wytarzała się w ... w czymś bardzo śmierdzącym (jakieś gnijące trawy?)
W tej sytuacji trzeba było poszukać spokojnego miejsca na kąpiel.
Po kąpieli "wycieranie"
potem znowu kąpiel itd.
a tutaj filmiki, jak Morka otrzepywała się po wyjściu z wody (w zwolnionym tempie)
A tak wyglądało jezioro :)
Morka pierze sie wyjątkowo dokładnie zgdnie z zaleceniem producenta:namaczanie,pranie wstępne,pranie główne,wirowanie,a te w zwolnionym tempie szalenie zabawne zwłaszcza końcowa rumba zadkiem:)Kurcze ,ale błogi spokój mieliście o jaka pogoda,no minusy w postaci komarów być musiały coby sielsko za bardzo nie było
OdpowiedzUsuńByło wspaniale, z pogodą wstrzeliliśmy się idealnie, cały tydzień słońca a bąble po komarach już zniknęły :)
OdpowiedzUsuń